środa, 25 lipca 2012

Pomysł na: deser


Jak każde większe miasto, Kraków także ma swoją wyjątkową  dzielnicę – Kazimierz: synagogi, żydowskie restauracje, sklepy z koszerną żywnością. Ale także tam znaleźć można miejsca odbiegające od tematu i ogólnego założenia. Takim miejscem jest kawiarnia Satori, do której wybraliśmy się na małe co nieco.


Janusz
: Zawiodłem się na Kazimierzu. Spodziewałem się czegoś innego, bardziej starego i żydowskiego. Satori też jest mało żydowska, ale to akurat dobrze. Dzięki temu ma ten swój klimat w którym się zakochałem.

Justyna: Widzisz? Jednak ten Kraków okazał się nie być taki znowu najgorszy. Co do Satori – zostałam tam zaprowadzona rok temu i nie zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale bardzo polubiłam to miejsce. Miła obsługa (facet za ladą, który nas obsługiwał był całkiem przystojny, pozdrawiam!), fajne fotele i kanapy. No i ten spokojny jazz w tle.

Janusz: O tak.... Muzyka była genialna, taki chilloutowy jazz (z tego co pamiętam Węgierski). Potęgowała klimat. Wnętrze też było bardzo miłe dla oka. Stonowane i surowe, wypełnione starymi meblami. Było widać, że osoba która urządzała to miejsce miała jakiś pomysł i go zrealizowała. A zwróciłaś uwagę na sufit?


Justyna
: Pamiętam tylko, że w sali w której siedzieliśmy był rzutnik, więc prawdopodobnie odbywają się tam np. wieczory filmowe, albo coś w tym stylu.

Janusz
: Tak, tak to też. Ogólnie przez sufit były przewieszone długie płótna które zakrywały lampy i pewnie rozpraszały światło. Jak dla mnie genialny pomysł! Można by chwile ponarzekać, że zbyt ciemno czy coś ale wszędzie były takie biurkowe lampki, które pomagały w oświetleniu pomieszczenia.


Justyna
: Akurat dla mnie ważniejsze od wystroju było jedzonko :D Zamówiłam Tiramisu, w którym zakochałam się przy pierwszej wizycie – mięciutkie, „ciągnące”, nie takie jak przeciętne z cukierni. Niestety zawiodłam się – porcja została zmniejszona o połowę (podobno ponownie!), ale cena pozostała ta sama – 8 zł. Wiem, ze w sieciówkach kawałek ciasta może kosztować nawet 15 zł, ale z drugiej strony – fajnie byłoby, gdyby moja porcja była jednak trochę większa.


Janusz
: Ja jedzeniu nie mam nic do zarzucenia. Moje ciasto cytrynowe było dobre i schludnie podane, zdziwiłem się tylko przezroczystym talerzykiem (spodeczkiem). Dostawałem takie u babci gdy dawała kawałek ciasta, a nie w kawiarni. Ja byłem pierwszy raz wiec nie mogę porównać wielkości porcji, ale jak dla mnie była ona zadowalająca.



Justyna
: Pewnie dostałeś specjalnie większą porcję! Poza tym to chyba pierwsze miejsce o którym jeszcze nie powiedziałeś złego słowa.

Janusz
: Chciałbym się z tym zgodzić. Niestety, cały całą magie psuło "prześcieradło" które miało zasłaniać okienko do podawania zamówień, jak i drzwi dla personelu, które były po prostu brzydkie. I do tego ten niechlujny napis flamastrem "Staff only". Może i pomocne w pierwszych dniach, gdy wszystko jest robione na szybko, jednak po dłuższym czasie powinno być zastąpione jakąś tabliczką czy znakiem. Według mnie psuje to trochę profesjonalność tego miejsca. Do tego menu wydało mi się trochę ubogie. Pięć ciast na krzyż, w tym jedno niedostępne, to chyba za mało.

Justyna
: Trochę chyba przesadzasz. Napis na drzwiach nie był taki znowu tragiczny, chociaż co do prześcieradeł masz całkowita rację.

Tak czy inaczej ja chętnie tam wrócę, choćby po to, żeby sprawdzić czy znowu o połowę zmniejszą porcję mojego ciacha!


=== === ===

Miejsce:
SATORI

cafe bistro

ul. Józefa

Kraków

sobota, 21 lipca 2012

Cisza w Krakowie?



Wolimy zacząć konkretnie, niż bawić się w przedstawianie się, więc załatwmy to szybko :)
Jesteśmy Justyna i Janusz i to nasz taki mały projekt. Nie zbieraliśmy się z nim długo, powstał raczej spontanicznie. Mamy nadzieję, że przypadnie wam do gustu :)
Więcej o nas może pojawić się za jakiś czas na naszym googlowym profilu.

Enjoy!


===   ===   ===

Korzystając z wakacji postanowiliśmy wybrać się do Krakowa. Stare miasto, pełne zabytkowych kamienic i nietypowych ludzi. Była lewitująca kobieta, koleś grający na gitarze i masa innych dziwaków.
Po zwiedzeniu takich miejsc jak Kazimierz czy muzeum pod Sukiennicami postanowiliśmy znaleźć „coś”, gdzie moglibyśmy po prostu odpocząć.



Janusz:  No właśnie "odpocząć". To jest kluczowe słowo! Gdzie w Krakowie znajdzie się miejsce w którym można odpocząć, przecież to stare miasto pełne jest turystów. Którzy męczą swoją osobą.

Justyna:  Bo Ty zawsze na wszystko tylko narzekasz!

Janusz: Ja? Narzekam? Dopiero mogę zacząć! Prawda jest taka, że po ciężkim dniu nie ważne gdzie. Każdy chce się poczuć "swojsko".  Ja w Krakowie długo nie mogłem się tak poczuć póki, nie poszliśmy "tam". A właściwie zostaliśmy zaprowadzeni.

Justyna:   "Tam"... Cisza w sumie okazała się całkiem fajnym miejscem. Chociaż ja na początku byłam nastawiona sceptycznie ("Pewnie piwo po 5 zł, a reszta dwa razy tyle!").

Janusz: No właśnie tu zaczynają się plusy tej... hmm... Knajpy? Piwo kosztuje 8 zł. Ale do czynienia mamy z tylko piwami z "mało" znanych regionalnych browarów (mało - specjalnie jest w cudzysłowie, Bo taki Ciechan występuje już chyba wszędzie). Poznałem tam nowe marki dotąd nie spotkane w innych barach czy sklepach. Do tego napoje gazowane! Zawsze na tym polu zdzierają dając bajońskie sumy. Tu kosztowało to ledwie 5 zł za pół litrowy napój. I to nie ważne jakiej firmy. Czy to oryginalny Coca Cola company czy niemiecki Fritz-kola.

Justyna:  No tak, piwo i cola - najważniejsze rzeczy dla faceta w takim miejscu jak Cisza. Ja tam zapijałam się lemoniadą (7zł za duuużą szklankę, robiona bezpośrednio w naczyniu i w ogóle w ogóle the best).






Janusz: W sumie... Lemoniada była dobra, zresztą sam widok jej przyrządzania wyglądał smakowicie. Nie ma za dużo miejsc gdzie takie rzeczy robi się  ręcznie, zamiast miksując wszystko ze wszystkim.

Justyna:  No i soki do piwa! Ja tej listy nie widziałam ale z tego co słyszałam to jest ich masa - do wyboru do koloru. Kiwi, mango, czy inne dziwne rzeczy. W Warszawie spotkałam się tylko z maliną i imbirem. I bierzesz takie piwko w dłoń, rozwalasz się na fotelu czy na pufie i relaks...

Janusz: Były też fajne kanapy.... W sumie całkiem wygodnie, urządzone w dość ładny sposób. Niestety oklepany jak dla mnie. Nie było tam nic specjalnego, na ścianach dziwne wzory a umeblowanie jakby wzięte na szybko ze wszystkich możliwych źródeł. Tak o, żeby usiąść. Były tam nawet taborety. Siedzenia bez oparcia (przy stole) w pubie jeszcze nie widziałem.  Ogółem, takich miejsc, pod względem wystroju, jest w pełno.





Justyna:  Najbardziej randomowe chyba były fotele teatralne w kiepskim stanie. Mi jednak bardziej przeszkadzała koedukacyjna łazienka. Niby mało miejsca i w ogóle... Ale jakoś taki argument do mnie nie przemawia.

Janusz: O fotele teatralne! Zupełnie o nich zapomniałem! Fajne były....
 No, koedukacyjna łazienka mogła poprzeszkadzać. A widziałaś kartę drinków?


Justyna:  Nie. A powinnam? Wydawało mi się, że rozejrzałam się tam dość dokładnie.

Janusz: Leżała na blacie baru. W sumie nie była imponująca. Laminowana karta wielkość A3 poskładana   w ulotkę. Tło miała tęczowe, co w sumie aż tak bardzo nie przeszkadzało w czytaniu (litery były wyraźne), ale mnie osobiście drażniło. Do tego widać było, że karta dużo przeszła... Była brudna i rogi mocno obszarpane. Do tego wkurzały mnie czarne tablice.

Justyna:  Te zapisane kredą? Dla mnie były ok. Chyba w każdym barze/knajpie były jakieś takie tablice. Wiesz - danie dnia, promocja na dziś albo inne dziwne rzeczy.

Janusz: Nie, nie. Tablice były okay. Szkoda tylko, że dawno starte menu nie zostało napisane na nowo. Przez co było nieczytelne w niektórych miejscach.

Justyna:  Oj tam, szczegóły. Znowu się czepiasz! Mi tam się podobało i chętnie wrócę przy najbliższej okazji. Z Tobą, albo bez Ciebie.

Janusz: Nie dam Ci tej przyjemności! Bo też chętnie bym tam znowu wpadł. I to nie raz!




Miejsce:
"Spokój i Cisza"
Bracka 3-5
Kraków